Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/649

Ta strona została skorygowana.

Miał na sobie długie, stare, łatane okrycie i miękki z szerokiemi skrzydłami kapelusz, którego spuszczone brzegi zakrywały mu wyższą część twarzy. Długa, siwa, rozczochrana broda zakrywała mu policzki i podbródek. W ogólności była to osobistość, z jaką się spotkać wśród nocy nie byłoby bardzo bezpiecznie.
I on kazał sobie również podać kieliszek absyntu, a wydobywszy z kieszeni fajkę glinianą, nałożył ją i zapalił.
Wdowa Ferron pierwsza zaczęła rozmowę.
— Szukałeś mnie więc... — rzekła do Piotra — ale to nie dlatego tylko zapewne, aby mi ofiarować kieliszek „zielonej,“ chociaż z twej strony jest to bardzo grzecznie.
— Rzecz pewna, iż nie dlatego... — odparł gałganiarz.
— Mów więc... O cóż chodzi?
Mężczyzna w długim, starym paltocie, wyrzucając z fajki głęby dymu, nasłuchiwał z uwagą.
— O co chodzi? — powtórzył Piotr Béraud; — powiedz mi przedewszystkiem, czy masz pieniądze?
— Potrzebujesz ich?
— Ma się rozumieć.
— Ileż ci potrzeba... sto sous?
— Bajesz trzy po trzy... Sto sous... Potrzeba mi siedemdziesiąt franków... mniej ani szeląga!
— Wielki Boże! — zawołała z osłupieniem wdowa — tyle pieniędzy... a zkądże jabym je wzięła? Wszystkiego mam dziesięć franków. Jeżeli chcesz, podzielę się niemi z tobą całem sercem. Na co ci wszakże potrzeba tak wielkiej sumy?
— Nie na to, rzecz pewna, ażebym leżąc, wygrzewał się na słońcu pod gołem niebem... bądź przekonaną. Nie o to chodzi, abym się miał tego obawiać, ponieważ bruk uliczny jest mniej twardym zapewne od barłogu za sześć sous, jaki mi dają podczas noclegu w Willi gałganiarzów, ale że nie chciałbym być zatrzymanym przez straż miejską, jak jaki włóczęga.
— Dłużnym jesteś może te siedemdziesią franków za komorne?