— Tak... za komorne i żywność mojej gospodyni. Nie wiem, co jej przypadło takiego dzisiaj od rana. Jak gdyby ją mucha w nos ukąsiła. Powiedziała mi, że ani dnia dalej kredytować nie będzie... że żąda swojej należności i że jeżeli jej w ciągu czterdziestu ośmiu godzin nie zapłacę, nie będzie już dla mnie nadal miejsca w Willi gałganiarzów.
— Wielka to zgryzota... lecz czemże ja ci mogę dopomódz? Udaj się do wdowy Perrot... twej siostry.
— Właśnie od niej powracam... Nie ma ani grosza!.. Dochodem ze swojej pralni zaledwie koniec z końcem związać jest w stanie.
— To udaj się do swojego szwagra.
— Co... do Verrièra?
— Tak... wszakże on obraca milionami... mógłby ci więc pożyczyć piętnaście talarów.
— Wołałbym umrzeć z głodu na kupie gnoju, niż prosić o co tego łotra! — zawołał Piotr z uniesieniem.
— Pojmuję to... lecz jego córka... Ona, jak mówią, jest litościwą, miłosierną, coby ci szkodziło prosić ją o pomoc raz jeden?
— Tak, w rzeczy samej, jest to bardzo szlachetna dziewczyna, lecz w każdym razie jest ona córką Verrièra, a ja poprzysiągłem sobie nie przestąpić progu jego mieszkania.
— A Melania Gauthier?
— Skończ-że raz... do kroć piorunów. — Pieniędzy tak zarobionych nie dotknąłbym końcem mojego haczyka.
— E! przesadzasz nazbyt, mój kochany... — odparła wdowa. — Woń brudu nie czepia się pieniędzy... trudno zresztą na to uważać, gdy chodzi o pozyskanie dachu nad głową. Ale... jeszcze ci pozostaje Fryderyk Bertin, mechanik?...
— Nie pleć głupstwa! — huknął powtórnie gałganiarz. — Pieniądze Fryderyka Bertin... toć lepiej byłoby iść prosić o nie Melanię...
— A gdybyś się udał do nowozaślubionych, Eugeniusza Loiseau i Wiktoryny?
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/650
Ta strona została skorygowana.