renty... niewielkie wprawdzie, lecz renty w każdym razie, które mi dozwalają przyjść panu z pomocą w potrzebie, w jakiej się znajdujesz.
— Lecz pan mnie nie znasz... — wyrzekł gałganiarz.
— Przeciwnie.. znam pana dobrze i oddawna. Znam całą twoją rodzinę... wiem, że jesteś uczciwym człowiekiem, Piotrze Béraud, i że nie stracę tego, co ci daję. Napiszesz pokwitowanie z odbioru siedemdziesięciu franków. Oto trzy sztuki po dwadzieścia franków i jedna dziesięciofrankowa.
To mówiąc, wydobywał z kieszeni złotą monetę i kładł przed gałganiarzem, stojącym w osłupieniu, z otwartemi ustami, wytrzeszczonemi oczyma, podczas gdy wdowa Ferron wpatrywała się w nieznajomego z komicznem zdumieniem.
Po paru sekundach ozwał się z wachaniem Piotr Béraud
— Pan ze mnie żartujesz... to widoczna.
— Ja nigdy nie mam zwyczaju żartować w interesach tego rodzaju. Idź pan do sklepu tabacznego, znajdującego się w sąsiednim domu i kup arkusz stemplowego papieru za pięć centymów. Napiszesz pokwitowanie, jakie ci podyktuję, i weźmiesz te oto siedemdziesiąt franków.
— A w jakiż sposób mam je spłacać panu?
— Oddasz mi je za sześć miesięcy... za rok wreszcie.
— A ileż policzysz pan sobie procentu?
— Ani grosza... chcę panu uczynić przysługę, a nie zawrzeć lichwiarski interes.
— No idźże po papier, skoro ów pan chce ci wyświadczyć takie dobrodziejstwo — zawołała wdowa Perron, uderzając łokciem gałganiarza.
Piotr powstał i wyszedł, chwiejąc się jak człowiek pijany, ponieważ ze zdumienia zaledwie na nogach utrzymać się był w stanie. Zapytywał sam siebie, czy nie śni... tak wszystko to zdawało mu się być nieprawdopodchnem.
Po kilku sekundach powrócił z arkuszem stemplowym.
— Oto jest... — rzekł, kładąc takowy.
— Proś o kałamarz i pióro.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/653
Ta strona została skorygowana.