Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/661

Ta strona została skorygowana.

jąc się do introligatora i wyszedł wraz z urzędnikiem biura kredytowego, który pożegnawszy się, szedł ulicą l’Ecole-de Médicine.
Rozstawszy się z nim, ów nieznajomy pobiegł do powozu, czekającego nań przy bulwarze św. Michała.
— Widzisz człowieka, który tam idzie chodnikiem po prawej? — rzekł do woźnicy.
— Widzę go.
— Jedź za nim.
— Dobrze.
— Dowiedz się, gdzie on idzie.
— A potem?
— Potem... wróć do remizy. Jutro się zobaczymy.
Woźnica, zaciąwszy konia, jechał ulicą l’Ecole-de-Médicine, nie tracąc z oczu Pawła Béraud, który niczego się nie domyślając, szedł najspokojniej w swą drogę.
Mężczyzna w granatowej czapce wszedł do tabacznej dystrybucyi, a kupiwszy tam kilka cygar, wrócił do składu wódek pod Srebrnym czopem, gdzie Loiseau wychylał czwarty kieliszek absyntu.
Po zapłaceniu rachunku obaj przyjaciele udali się do restauracyi Bonvaleta, położonej na rogu ulicy Szkolnej.
Paweł Béraud, przybywszy na plac Odeonu, przeszedł pod arkadami teatru Francuskiego i zwrócił się na ulicę Vaugirard.
Noc zapadała.
Béraud zdawał się jak gdyby wyczekiwać, aby się lepiej ściemniło, bo szedł coraz wolniej.
Woźnica, który go śledził, dostrzegł, iż pokilkakrotnie spoglądał na zegarek.
Nagle Paweł zwrócił się na lewo i wszedł w ulicę de Fleurus.
W latarniach zapalano gaz.
Przybywszy tu, Béraud wachać się zdawał.