Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/662

Ta strona została skorygowana.

Przystanął, a po chwili przechadzać się zaczął po chodniku.
Woźnica z powozem zatrzymał się również na rogu ulicy, w odległości dwudziestu kroków.
Nareszcie Béraud, jak gdyby powziąwszy ostateczne postanowienie, iść zaczął. Chód jego był to wolnym, to przyśpieszonym. Powóz, wyruszywszy z miejsca, jechał za nim.
Nagle Béraud zniknął. Wszedł do domu pod numerem jedenastym.
Woźnica tajemniczego powozu zatrzymał się naprzeciw tegoż domu, po drugiej stronie ulicy.

VII.

Paweł Béraud wszedł na oświetlone schody, nie zwracając się wcale do odźwiernego. Dosięgnąwszy przedziału, na którym znajdowały się drzwi od mieszkania Eugeniusza Loiseau, przystanął.
Wiktoryna, siedząc sama w pokoju, pracowała.
Przy świetle lampy wykończała właśnie rozwiniętą różę, w tak zadziwiający sposób naśladowaną, iż w złudzeniu można ją było wziąć za naturalną.
Spojrzenia młodej kobiety przenosiły się co chwila od roboty w stronę zegaru. Biedna ta istota od dnia swojego małżeństwa wielce się zmieniła. Jej twarz, niegdyś świeżą, rumianą, pokrywała teraz matowa bladość. Krąg siny okalał jej powieki, od łez czerwone.
Mały, z czarnego marmuru zegar, umieszczony nad kominkiem, wydzwonił godzinę.
— Ósma!... — szepnęła. Wiktoryna — a jego jak nie ma, tak nie ma. Skończona! Zguba i nieszczęście jest nieuchronnem. Nie czynią na niem wrażenia ani łzy moje, ni prośby. Dziś znów nie przyszedł na obiad. Wróci wśród nocy, pijany, rozzłoszczony, brutalny!... Ach! jak jest smutne to moje ży-