— Przeszło godzinę.
— A potem?
— Wrócił do siebie na ulicę Sekwany.
— Dobrze... Teraz zawieziesz mnie na ulicę de Geindre pod nr. 39-ty. Zaczekasz o kilkadziesiąt kroków dalej. Śpiesz... w drogę!
Scott, Wsiadłszy do powozu, zapuścił story starannie.
Skoro tylko powóz wyruszył z miejsca, dobył z siedzenia podarte łatane ubranie, w jakiem przedstawiliśmy go czytelnikom w szynku przy ulicy Kellera i zmienił obecny swój ubiór na te łachmany.
Powóz zatrzymał się naprzeciw wskazanego numeru i wysiadł zeń znany nam filantrop Cordier.
Podczas gdy woźnica oddalał się według rozkazu, mężczyzna ów w łatanym paltocie przechodził przez ciemny i wązki korytarz w starym domu, zapytując odźwiernę:
— Nikt do mnie tu nie przychodził?
— Nikt, panie Cordier.
— To dziwna!... Wprawdzie od pięciu dni jakem się tu wprowadził, nie zdążyłem jeszcze porozdawać mego nowego adresu wielu znajomym. Gdyby więc ktoś pytał się o mnie, wskaż mu pani moje mieszkanie.
— Dobrze, panie.
— Ach! otóż byłbym zapomniał. Kupiłem coś na sukienkę dla waszej córeczki. Będę kontent, jeżeli małą zadowolnić to potrafi.
Tu ów mniemany Cordier wyjął z kieszeni pakiecik, podając go odźwiernej.
— Ach! jak pan jesteś dobrym! — zawołała z uciechą kobieta. — Dziękuję... z całego serca dziękuję!
— Nie ma za co... drobnostka!... — odrzekł filantrop, wchodząc na schody.
Zatrzymawszy się na piątem piętrze, otworzył drzwi facyaty, nader ubogo umeblowanej. Stało tam łóżko żelazne,
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/686
Ta strona została skorygowana.