Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/688

Ta strona została skorygowana.

— Dlaczego?
— Ponieważ przy Eugeniuszu znajduje się człowiek, wiodący go na zgubę, którego wpływ jest silniejszym nad moje prośby...
— Człowiek... wiodący go na zgubę? — powtórzył gałganiarz. — Jestżeś tego pewną?
— Zupełnie pewną... niestety!
— Któż jest ten człowiek?... Jak się nazywa ów nicpoń, który poważa się sprowadzać mego siostrzeńca z drogi obowiązków uczciwego robotnika; odciągać od domowego ogniska męża tak zacnej kobiety.
— Znasz go, wuju, dobrze... Należy on do naszej rodziny.
— Do naszej rodziny... Któż to taki? Mów!...
— Paweł Béraud.
— Co... co? — zawołał gałganiarz z osłupieniem — co ty mówisz... Paweł?... to niepodobna! Przywidzieć się tobie musiało!
— Nie, mój wuju... jest to najczystsza prawda.
— Cóżby mogło zależeć na tem owemu zwierzęciu, ażeby siał niezgodę pomiędzy wami. Musiałby mieć jakiś plan uknuty, jakąś ważną przyczynę, działając w sposób podobny?
— Nie pytaj mnie o to, mój wuju, ponieważ nie mogę, nie powinnam ci na to odpowiedzieć; przysięgam ci jednak, że Paweł jest nikczemnikiem, zgubił mnie, wydarł mi nasz spokój domowy, zgubi i Eugeniusza. Mąż pójdzie do domu poprawy... żona na dno Sekwany... oto los, jaki nam zgotował!
— Stój... nie zapędzaj się tak daleko w swych czarnych przewidywaniach. Ja się zobowiązuję doprowadzić tu wszystko do należytego porządku. Najprzód, ukrócę cugli Pawłowi Béraud, jako wuj, mam prawo ku tomu... a twojemu Eugeniuszowi wypowiem, co mam na sercu. Bądź spokojną, ja ich tu obu powstrzymam, a że dokonam tego, przysięgam!
Tu zerwał się, zaczerwieniony od gniewu i zaczął szybko chodzić po pokoju.
Odgłos dzwonka zabrzmiał przy drzwiach mieszkania.