— Dobrze mamo.
I dziecię z pomocą matki szybko się ubrało. Kładąc swoje buciki, przyglądać się im zaczęła. Były one podziurawione w kilku miejscach.
— Czy ojciec kupi mi nowe? — zapytała.
— Prawdopodobnie. Zanim to nastąpi wdziej te, które nosisz w Niedzielę.
Ubierając swą córkę, Joanna myślała:
— Gdy wspomnę, że on wszystko wydaje poza domem, odmawiając dziecku kupienia nowego obucia, coraz większy wstręt i pogardę czuję dla tego człowieka!
Wyszedłszy z domu Paweł Béraud udał się do lombardu, położonego na bulwarze Saint-Germain, gdzie mu udzielono dwieście osiemdziesiąt franków zaliczki na fanty jakie z sobą przyniósł. Pragnął koniecznie trzysta otrzymać, taksator jednak odmówił udzielenia tej sumy; zmuszonym był więc Béraud poprzestać na tem co mu ofiarowano. Za pomocą tych pieniędzy spodziewał się uzyskać przedłużenie terminu, oraz otrzymać nowy kredyt u krawca i rzeźnika, nie zwrócił jednak na to uwagi, jakim sposobem ów nieznany mu lichwiarz przyszedł do posiadania obu jego weksli, który to szczegół winien go był w każdym razie zastanowić.
Z lombardu udał się na ulicę Paon-blanc, gdzie przeszedłszy schody w znanej nam starej kamienicy zadzwonił.
Stary Włoch pośpieszył mu otworzeć.
— Pan jesteś panem Agostini? — zapytał Béraud.
— Si, signore.
— Nazywam się Paweł Béraud, pochodzę w interesie mych weksli, znajdujących się w pańskiem ręku.
— Racz pan wejść.