Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/709

Ta strona została skorygowana.

obejmował ją rodzaj olśnienia, do tego stopnia, iż nie dojrzała Pawła Béraud, stojącego o dwa kroki przed sobą.
— Joanno! — zawołał.
Na dźwięk tego głosu zadrżała, odwróciwszy głowę.
— Ach! mój kochany... — zawołała, biegnąc ku niemu — jakżem szczęśliwą!
— Cóż się stało? — pytał zdziwiony.
— Jesteśmy ocaleni! Mamy czem zapłacić naszych wierzycieli! Nie będziemy mieli odtąd ani grosza długu!
— Sądzisz więc, iż na to wystarczy te dwieście osiemdziesiąt franków, jakie ci dała twoja kuzynka? — pytał Paweł z ironią.
— Nie chodzi tu o te dwieście franków... Aniela i siostra Marya, te dwa anioły, dały mi znakomitą sumą pieniędzy.
— Ile?
— Tysiąc trzysta franków!
— Tysiąc trzysta franków.. — powtórzył Paweł w zdumieniu.
— Tak... oto są... Weź je... weź! Biegnij zapłacić weksle, złożone u tego lichwiarza; poczem, wracając do domu, zapłać rachunek w mleczarni, a jeszcze nam coś pozostanie z tych pieniędzy na zaspokojenie drobnych należności.
Paweł schował najspokojniej złoto i banknoty do kieszeni.
— Gdybym był o tem wiedział — pomyślał sobie — nie byłbym sprzedawał mebli. — Stało się jednak... może to i lepiej. Nastąpiła separacya... Teraz każdy dla siebie i u siebie... Odzyskałem wolność nareszcie.
— Ale zkąd się ty tu wziąłeś? — pytała Joanna. — Miałżebyś na mnie oczekiwać?
— Tak... Byłem u owego agenta przy ulicy Paon-blanc i po wielu naleganiach zdołałem go wreszcie nakłonić do przyjęcia zaliczki, którą mu zaraz zaniosę. Pragnąc cię o tem powiadomić, wróciłem do domu. Odźwierna powiedziała mi, żeś