Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

— Codziennie... pracujemy razem w Cyrku Fernando... Trilby poszedł mym śladem... zastępuje klownów, przynosi obręcze zaklejone bibułką... przedstawia z dobrem powodzeniem niedźwiedzie i małpy w pantominach.
— Tak więc ty, w którym podziwiałem zmysł bystry, spostrzegawczy — rzekł Desvignes — żywą i płodną wyobraźnię, zakończyłeś wraz z nim swoją karjerę w tak nędznem rzemiośle. Ależ wy obaj z głodu tam zamrzecie!
— Mogłoby to już nastąpić, gdyby nas nie podtrzymywała nadzieja. Wierząc w lepszą przyszłość... oczekujemy.
— Lecz na co?
— Na ową jasną godzinę... na zysk, o jakim przed chwilą mówiłem. Przynosiszże go nam? pytam powtórnie?
— Od was to zależy.
— A więc jak gdybyśmy już mieli pieniądze w kieszeni... Cóż robić trzeba
— Być mi posłusznym, bez wahania.
Ilesz dajesz zarobku?
— Dziesięć tysięcy franków.
— Dla nas dwóch?
— Nie; dla każdego z osobna po dziesięć.
Oblicze anglika radością zapromieniało.
— Dziesięć tysięcy dla Trilbe’go i dziesięć tysięcy dla mnie!.. Ach! otóż szansa przyszła nareszcie! No! możesz rozkazywać nam, mistrzu, bez obawy, każde twe polecenie najdokładniej spełnionem zostanie.
— Gdzie mieszkasz?
— Przy ulicy Lepie, nr. 19, na Montmartre.
— Sam?
— Nie, z Trilby’m.
— Jutro zatem w południe do was przybędę.
— Nie czyń tego! — zawołał z trwogą Will Scot.
— Dlaczego?
— Odźwierna w naszym domu niezmiernie jest ciekawą i gadatliwą... Przyglądałaby się tobie... Masz minę dżentle-