— Pan pełniłeś obowiązki w Liońskiem biurze kredytowem? — zapytał wspólnik Verrièra. — Czem się pan specyalnie tam zajmowałeś?
— Przechodziłem wszystkie oddziały. Ostatnio zaś, to jest do dnia dzisiejszego, ponieważ nie wziąłem jeszcze uwolnienia, pracowałem w filii tegoż banku, mieszczącej się na bulwarze Saint-Germain.
— Ileż miesięcznie pobierałeś pan pensyi?
— Trzysta franków.
— Otrzymasz pan u nas trzysta siedemdziesiąt pięć. Jako o osobistości znanej mojemu wspólnikowi, nie potrzebuję bliższych o panu zasięgać objaśnień. Jak prędko mógłbyś objąć swe obowiązki?
— Od pojutrza... jeżeli można.
— Debrze... zatem przyjdź pan pojutrze. Przez ten czas zdecydujemy, jakiego rodzaju prace wypadnie nam panu powierzyć. Biura otwarte są od dziewiątej zrana do piątej po południu. Ścisła pilność w wykonywaniu jest wymagalną.
Nie pozostawało Pawłowi jak odejść, co też uczynił.
— Mamy go już w zupełnej od siebie zależności — rzekł Verrière do swego wspólnika, skoro Béraud drzwi zamknął.
— Już ja się nim zajmę... bądź spokojnym... — odparł Desvignes z dziwnym uśmiechem.
Z ulicy Le Pelletier udał się Paweł do Liońskiego biura kredytowego, zażądał tam uwolnienia, a zabrawszy swe osobiste papiery, oznajmił, iż w ciągu trzech dni zgłosi się po przypadającą mu należność i nałożywszy na bok kapelusz, szedł najswobodniej ulicą, pośpiewując zwrotkę z operetki i lornetując przechodzące kobiety. Czuł w kieszeni pieniądze i był wolnym. Czegóż potrzeba mu było więcej do zupełnego szczęścia?...
— Posiadam fundusz na prowadzenie kampanii z Wiktoryną — powtarzał z uśmiechem: — będę miał za co sprawiać dobre obiady głupiemu jej mężowi.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/713
Ta strona została skorygowana.