Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/726

Ta strona została skorygowana.

Zostawmy te obie biedne opuszczone na poddaszu przy ulicy Lobineau, a idźmy za owym nędznikiem, który je w tak nikczemny sposób na bruku pozostawił.
Widzieliśmy go wchodzącego do piwiarni pod Srebrnym czopem przy ulicy l’Ecole-de-Medicine.
Loiseau podążał tam zarówno, pozostawiwszy swą żonę w spazmatycznem omdleniu. Czuł on konieczną potrzebę roztargnienia, a tu spodziewał się spotkać towarzysza swych nocnych pohulanek.
Ów jednak człowiek w błękitnej czapce, ów mniemany robotnik bez roboty, nie ukazał się wcale.
— Nadejdzie później... — pomyślał mąż Wiktoryny, i kazał sobie podać porcyę kapusty wraz z kuflem piwa.
Czas mijał, a jego towarzysz nie nadchodził. Loiseau zjadłszy swą porcyę i wypiwszy piwo, pomyślał, iż należałoby może gdzieś pójść za wyszukaniem roboty i udał się w drogę z ociężałością, znamionującą w nim kompletne przytępienie moralne.
Zwiedził kolejno kilka introligatorskich warsztatów, pijąc na prawo i lewo, gawędząc, perorując, lecz bez żadnego pomyślnego dla siebie rezultatu.
Około piątej na wpół pijany, wszedł do składu spirytualjów pod Srebrnym czopem. Towarzysz jego wcale się nie ukazał.
Zamiast tamtego, wszedł Paweł Béraud, który za pierwszym rzutem oka poznał z radością nietrzeźwy stan swego kuzyna.
— Ach! jakżem szczęśliwy, że cię spotykam!.. — zawołał.
— Zkąd i dlaczego tak cię to cieszy? — pytał Loiseau.
— Ponieważ właśnie myślałem o tobie, pragnąc cię zaprosić na obiad. Rozerwiemy się obaj...
— Alboż ty potrzebujesz rozrywki?
— Właśnie, że jej potrzebuję.
— Z przyczyny?