— Ba! z przyczyny... Jest to czysto uczuciowa sprawa! Nie można długo żyć z jedną kobietą... to dyabelnie głupie i nudne.
Loiseau patrzył zdumiony na mówiącego.
— Co... co? — zawołał. — Stosujesz to do Joanny Desourdy... Miałżebyś dać jej odprawę?
— Odczepiłem się od niej nareszcie... dość już tego wszystkiego. Ani swobody, ani spokoju, a sceny i płacze codziennie. Postanowiłem więc i wykonałem. Nastąpiło stanowcze, bezpowrotne zerwanie i otóż jestem panem siebie, możemy bawić się i hulać do woli!
— Bawić się i hulać to dobrze, gdy się ma humor ku temu — odrzekł Loiseau. — Otóż więc trzeba bym i ja tobie coś opowiedział.
Béraud natężył uwagę.
— Cóż się stało? — zapytał.
— Straciłem miejsce w warsztacie... — rzekł Loiseau.
— Jakto... uwolniono cię... ciebie, tak wprawnego robotnika?
— Nie miano na to względu... Ubiegłej nocy bawiłem się z jednym z moich znajomych... ty wiesz... z tym dzielnym chłopem, który tu był wczoraj, a jaki cały swój spadek przeznaczył na przejedzenie. No... i rozumie się, iż urządził dla nas obu ucztę Baltazara. Otóż rano niewytrzeźwiony, spóźniwszy się do warsztatu otrzymałem odprawę. Zapłacono mi, zabrałem moje narzędzia i jestem bez roboty, jak widzisz.
— Mówiłeś o tem swej żonie? — pytał Béraud.
— Po co... dlaczego? Co ją to obchodzi... Znajdę inny warsztat, a gdyby dowiedziawszy się o tem, poważyła się coś mi powiedzieć... no! zamknąłbym jej wtedy jej usta!.. Uderzenia będą leciały gradem, jak dzisiaj rano, a gdyby to niezdoła-