Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

— Dlaczego do naszej rozmowy — zapytał — mięszasz ten wyraz morderców?
— Opowiem ci to tam na miescu — odparł, śmiejąc się anglik; poczem, zmieniając przedmiot rozmowy: — Tak, więc nie mieszkasz już na Regent-street — dodał — i nie pracujesz w domu bankierskim Mortimera?
— Porzuciłem bank... — odrzekł Desvignes.
— Na zawsze?
— Tak.
— Ażeby próbować zdobyć majątek?
— Odgadłeś.
— Jestże dobrą i pewną ta sprawa?
— Gdyby złą była, nie ryzykowałbym... rzecz jasna. Co do was obu, Trilb’ego i ciebie — mówił Arnold dalej — żadna wam strata nie zagraża, ponieważ w każdym razie dostaniecie odemnie swoje dwadzieścia tysięcy franków.
Twarz Scotta, powtórnie zajaśniała.
— A kiedy wypłata? — zapytał.
— Dziesięć tysięcy franków w chwili, gdy was zapotrzeję, przed rozpoczęciem działania. A drugie dziesięć, w godzinę po ukończeniu sprawy.
— A zadatek prócz tego?
— Ma się rozumieć...
— Ile?
— Tysiąc franków, nie liczących się do przyobiecanej przezemnie sumy.
Tu Arnold podał towarzyszowi bilet bankowy, wydobyty z pugilaresu.
— Nie próżno oczekiwałem na moją dobrą gwiazdę... — rzekł anglik, chowając banknot do kieszeni. — Ożywiasz nas... Jesteś naszą opatrznością... Za tobą pójdziemy na śmierć i życie! Trilby i ja nie zapomnimy nigdy, że w Londynie dostarczyłeś nam sposobów do uniknięcia stryczka.
— Ryzykując sam siebie za was na szubienicę...