— Na pewno.
— Zkąd?
— Od trzech dni śledzę tego muchołapa.
— Cóż on robi... gdzie chodzi?
— Podpatruje naszego dowódcę.
Will Scott zaledwie zdołał powstrzymać okrzyk zdumienia.
— Czy podobna? — wyszepnął.
— Śledzi go, stojąc w pobliżu drzwi biura bankowego — mówił Trilby — przy drzwiach pałacu na bulwarze Haussmanna, przy drzwiach jego mieszkania na ulicy Tivoli, chodzi za nim jak cień...
— Ho! ho! — zawołał Scott — otóż co może stać się dla nas prawdziwie niebezpiecznem. A powiedz mi jak dawno chodził nasz pryncypał do swego pierwotnego mieszkania na ulicę des Tournelles?
— Nie chodził już oddawna, lecz lada dzień tam pójść może.
— Trzeba go o tem wszystkiem powiadomić, ja to biorę na siebie. Co zaś do Misticot’a, widzę, że nam staje zawadą na naszej drodze. Jeżeli to potrwa tak dalej, pozbyć się go będzie trzeba. Nie pojmuję, jaki cel on mieć może w śledzeniu naszego pana? Miałżeby go o coś podejrzywać? No! wtedy byłoby się naprawdę czego obawiać.
— Lecz dokąd on nas prowadzi, ten nasz pryncypał? — wyszepnął Trilby z zniechęceniem. — Piękna to wprawdzie perspektywa otrzymać milion, jaki nam dać przyrzekł gdy mu się powiedzie jego przedsięwzięcie... lecz w każdym razie idziemy teraz na ślepo o niczem dokładnie nie wiedząc.
— Ja myślę tylko o milionie, reszta mnie nie obchodzi... — Scott odrzekł. — Zaczęliśmy iść... idźmy do końca.
— A jakże te twoje interesa z rodziną Béraud?
— Wcale nie źle... Są oni wszyscy, ci Béraud, już w dobrych rękach. W ciągu dwóch tygodni pozabijają się wzajem, albo wymrą z nędzy.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/731
Ta strona została skorygowana.