Na odgłos dzwonka Misticot pobiegł otworzyć.
Siostra Marya, jak to dobrze Scott zauważył, ukazała się w progu.
— Ach! dzięki Bogu, to ty siostro! — zawołał mały sprzedawca medalików, wpuszczając zakonnicę. — Widząc cię tu, nie potrzebuję pytać, czyliś mój list odebrała.
— Odebrałam go — odpowiedziała kuzynka Anieli; — lecz było to bardzo nieroztropnie z twej strony pisać do mnie, ponieważ ów list mógł być zatrzymanym przez mego wuja. Pojmuję niecierpliwość, wszakże w wielu razach, wyrozumiałym być trzeba.
— Przebacz mi, siostro... — wyszepnął chłopiec. — Nie widząc cię wcale od ośmiu dni, obawiałem się, czyli nie nastąpił jaki nieszczęśliwy wypadek; nie licząc tego, że przez ten czas z nudów umierałem..
— Panna Verrière była chorą.
— Wszakże mam nadzieję, że nie niebezpiecznie?
— W pierwszych chwilach byliśmy o nią w istotnej obawie, teraz jednakże powraca do zdrowia, z czego korzystając, odeszłam dziś od niej.
— Cóż było powodem jej zasłabnięcia?
— Smutek... zgryzota!
— Zapewne z przyczyny małżeństwa z owym Arnoldem Desvignes?
— Tak jest, niestety! Mój wuj jest niewzruszonym a swojem postanowieniu; porucznik Vandame odjechał do Tulonu.
— Odjechał? — zawołał Misticot; — i zostawia wolne pole swojemu wrogowi?
— Nie mógł inaczej postąpić... Znane ci okoliczności czyniły walkę niemożebną.
— To prawda... Ach łotrzy... nikczemnicy!... Ileż oni dają cierpieć tej biednej pannie Anieli! Czy przynosisz mi, moja siostro, potrzebne objaśnienia do moich poszukiwań? Dowiedziałaś się o miejscu urodzenia Arnolda Desvignes?
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/733
Ta strona została skorygowana.