Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/736

Ta strona została skorygowana.

Desvignes z Verrièrem, nie chcąc się wydalać na chwilę, jedli śniadanie w swoim gabinecie.
Właśnie znajdowali się tam razem, gdy Wiliam Scott, w zniszczonem ubraniu, jako mniemany Cordier, wszedł śmiało do przedpokoju, poprzedzającego bankierski gabinet, i zażądał w mowie angielskiej widzenia się z Arnoldem Desvignes.
Arnold oddawna już wtajemniczył obu anglików w olbrzymie swe plany, pojmując dobrze, iż sam działać nie mógł, dał im poznać rzeczywisty stan rzeczy. Nie wątpił, że obietnica miliona zapewni mu absolutna wierność i posłuszeństwo obu eks-klownów z cyrku Fernando, których interesem było nateraz służyć mu, a nie zdradzać.
Jeden tylko Agostini nic nie wiedział o swoim kliencie, prócz tego, co on mu o sobie oznajmił. Nie obchodziło go to zresztą, gotów był działać na ślepo, aby tylko sowicie został zapłaconym.
Will Scott, przybywszy do biura, wyraził żądanie swoje po angielsku. Woźny, nie znając tego języka, zrozumiał jedynie nazwisko Arnolda Desvignes.
Łatany ubiór przybyłego nie świadczył pochlebnie o jego zamożności, ale do „Banku popularnego“ przybywała różnorodna klientela, niejednokrotnie pod podartemi paltotami ukrywały się pugilaresy, dobrze pieniędzmi naładowane. Nie zwracając przeto uwagi na ubiór nieznajomego, woźny wszedł do bankierskiego gabinetu, gdzie na tę chwilę znajdował się sam tylko Verrière, jego wspólnik albowiem wyszedł do kasy.
— Panie... — rzekł woźny wchodząc — jakiś człowiek, anglik widocznie, żąda widzenia się z panem Desvignes.
— Niech wejdzie.
Will Scott ukazał się we drzwiach, a złożywszy ukłon bankierowi, wygasił parę zdań w najczystszej mowie angielskiej.
— Nie posiadam angielskiego... — rzekł ojciec Anieli; — pan Desvignes wróci za chwilę.