wna, aby się pozbyć tych kobiet. Tymczasem idźmy na obiad. Proponuję wam Vachetta na rogu ulicy.
Wszyscy trzej weszli do wskazanej restauracyi.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Arnold Desvignes, zatrzymawszy się dłużej, niż sądził, u Agostiniego, wrócił na ulicę Le Pelletier, gdy zamykano już biura.
— Pójdziesz zemną do nas na obiad? — zapytał go Verrière.
— Dobrze... lecz pozwól sobie zwrócić uwagę na jeden szczegół, dotyczący twej córki.
— Słucham najchętniej.
— Nie wiem, czyś zauważył, iż się zmieniła w sposób zatrważający.
— Ha! odjazd Vandama dotknął ją ciężko...
— Należałoby ci, mój drogi wspólniku, więcej się zająć jej zdrowiem... Wiesz, ile kocham pannę Anielę, która kiedyś zostanie mą ubóstwianą żoną... I ja więc o jej życie mocno się niepokoję... Tak! biedne to dziewczę zostało ciężko dotkniętem... Szczęściem, niewyczerpana siła młodości zwalczyła cierpienie, wywołane zgryzotą. Rzeczy najważniejszej już dokonaliśmy... Nieobecność Vandama zabliźni tę ranę... Uważam jednak pewien warunek za niezbędny dla dokonania uzdrowienia...
— Jakiż to warunek?
— Należy całkiem odosobnić pannę Anielę...
— W jaki to sposób pojmujesz?
— To znaczy, iż trzeba ją czasowo wydalić z pałacu, trzeba, ażeby wyjechała z Paryża.
— Dlaczego?
— Rzecz nader jasna i prosta. Miejsce, w którem się ona znajduje, zawiera zbyt wiele wspomnień o poruczniku Van-