Tym sposobem wszelkie podejrzenia, wymierzone przeciw któremu z członków rodziny, okazały się bezzasadnemi. Jasno się to w oczy rzucało agentowi, który przyszedłszy do naczelnika, zaczął za jego upoważnieniem objawiać swoje zapatrywania na tę sprawę.
— Tak pan naczelnik, jak ja — mówił Flogny — jesteśmy przekonanymi, nieprawdaż, że Edmund Béraud nie żyje?
Zapytany poruszył głową twierdząco.
— Jak również mamy to przekonanie — mówił agent dalej — że zbrodnia spełnioną została, ponieważ mordercy spodziewali się znaleźć przy swej ofierze czek, przedstawiający milionowy majątek.
— To nie ulega zaprzeczeniu.
— A zatem ludzie, którzy przygotowali ów cios i zabili człowieka, nie odniósłszy korzyści z popełnionej zbrodni, musieli wiedzieć o istnieniu czeku, jakoteż zarazem o kolosalnej cyfrze tegoż.
— Napewno.
— Wypływa ztąd, iż musieli mieszkać w Kalkucie, tak, jak mieszkał tam Edmund Béraud... Musieli być wtajemniczonymi w jego interesa i zamiary. Skoro kupiec dyamentów wyjechał do Francyi, oni za nim jechali.
— Tu lenimy się w zapatrywaniach — przerwał naczelnik policyi.
— Pozwolisz pan zapytać, na jakim punkcie?
— Według mego zdania, główny kierownik tej sprawy, pozostawszy w Kalkucie, wysłał do Paryża objaśnienia, na mocy których przed przybyciem Edmunda Béraud ułożono dramat, którego pierwszy akt rozegrał się w hotelu Indyjskim.
— To być może... jest nawet prawdopodobnem. Przypuśćmy, że mordercy mieszkali w Paryżu, lub też kilkoma dniami wyprzedzili kupca dyamentów, nie wpływa to na zmianę moich zapatrywań. Jakiś człowiek przybył na ulicę Jou-
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/762
Ta strona została przepisana.