bert dla przyaresztowania milionera... przedstawił się jako komisarz do spraw sądowych, był przepasany szarfą.
— Wszystkie te szczegóły są stwierdzone śledztwem.
— A więc tej szarfy ów mniemany komisarz sam sobie nie zrobił, ale ją kupił. W Paryżu szarfy i inne tym podobne oznaki służbowe sprzedają w specyalnych magazynach. Czy śledztwo w tym względzie wyprowadzonem zostało?
— Nie... i przyznaję, iż to fatalne z naszej strony zapomnienie.
— Zapomnienie to ja będę się starał wynagrodzić, panie naczelniku — rzekł Flogny — a może odnajdę w Palais-Boyal śród owego podrobionego komisarza. Byłby to punkt główny.
Naczelnik skinął głową na znak przyzwolenia.
— Ale to jeszcze nie wszystko... — ciągnął agent dalej. — Edmund Béraud przyjechał powozem do hotelu. Poszukiwania, rozpoczęte dla odnalezienia woźnicy, który go przywiózł ze stacyi Lyońskiej drogi żelaznej na ulicę Joubert, nie zostały do końca doprowadzonemi? Uważano je zapewne za mało znaczące?
— Bo i w rzeczy samej, w czem one mogły nam być pożyteczne?
— Może w niczem... a może i w wielu. Pozwoli mi pan naczelnik rozpocząć owe poszukiwania na nowo?
— Jakto... będziesz więc badał wszystkich woźniców całego Paryża?
— Dlaczego nie?
— Ha! uczyń to... nie wróżę jednak nic dobrego z tych poszukiwań. Przywiózłszy podróżnego do hotelu, woźnica odjechał; o niczem więc wiedzieć nie może. To jasno przed oczy się stawia.
— Pozornie... przyznaję, lecz ileż razy traf staje się współpracownikiem policyi? Rachujmy na ów traf... Ach! gdyby on mi pozwolił odnaleść fiakra, który służył do porwania Edmunda Béraud!..
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/763
Ta strona została przepisana.