Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/769

Ta strona została przepisana.

munda Béraud. Rozgniewał się gdy mu dawano apartament noszący ten numer. Był pewien, że to mu sprowadzi nieszczęście.

Włożywszy notatki do kieszeni, Flogny, z powodu nader spóźnionej pory, nie mogąc już dnia tego prowadzić dalszych poszukiwań, zjadł obiad z pośpiechem i udał się na spoczynek. Nazajutrz zaś rano, wstawszy równo ze świtem wytknął sobie drogowskaz. Kolejno, lecz bezskutecznie zwiedził kilka zakładów, wynajmujących powozy w La Chapelle, Montmartre, na bulwarye La Villette, przeszedł na stronę Batignolles, a około południa czując głód wielki i znużenie, zatrzymał się przed rodzajem baraku zbudowanego na gruntach miasta, a noszącego na szyldzie ów napis ponury dla wzbudzenia ciekawości głupiego ciemnego gminu:

„SZYNKOWNIA GALERNIKÓW.“

Flogny znał dobrze zakład ten, obsługiwany przez chłopców w ubiorach skazańców, w zielonych i czerwonych czapkach, ciągnących za sobą wydrążoną kulę w jakiej znajdowała się gąbka do ścierania stołów.
Z wnętrza tego baraku wybiegały śmiechy szalone.
Flogny ciekawy z natury, wszedł tam.
Wielka sala przepełnioną była przybyłemi, którzy ściśnionem kołem otaczali klowna w jego trądycyonalnym kostjumie, zanosząc się od śmiechu z błazeńskich gestów i skoków niebezpiecznych hecarza.
W białych trykotach, zasianych srebrnemi kropkami, krótkim jaskrawej barwy kaftaniku i rudo-płomienistej peruce wdzianej na ubieloną mąką głowę, wyglądał jak Pierrot klasyczny. Nos przyprawiony w kształcie orlego dzioba, nadawał jego twarzy podobieństwo do tegoż drapieżnego ptaka.
Naśladując krzyk pawia, klown na kawałku wolnej przestrzeni w pośrodku sali wywracał koziołki do zawrotu głowy.