Verrière zatelegrafował na wieś do nadzorcy swej willi i wydał polecenie kamerdynerowi ażeby część służbowego personelu z bulwaru Hausmanna wyjechała do Malnoue dla przygotowania apartamentów na nadchodzącą Niedzielę.
Uczyniwszy to udał się na ulicę Le Pelletier, gdzie Arnold już się znajdował.
— Wyjeżdżamy jutro rano... — rzekł bankier do swego wspólnika. — Jedziesz z nami?
— Nie. Potrzebuję dnia jutrzejszego na uregulowanie moich interesów.
— A jakże stoi nasza sprawa ze spadkobiercami?
— Nie troszcz się o to... — odparł z uśmiechem Desvignes.
— Jednakże...
— Niechaj ci to wystarczy, że pracuję za nas obu...
— Mówiłeś, że w ciągu trzech miesięcy...
— Stałego terminu nie oznaczałem. Nic niechcę przyśpieszać...
— Ufam ci najzupełniej. Radbym jednakże pozbyć się co rychlej owej obawy i niepewności, jakie mnie udręczają...
— Mów raczej, że radbyś co prędzej schwycić owe miliony.. — rozumiem to dobrze. Pamiętaj jednak na nasze stare przysłowie: Osiąga cel, kto umie czekać. Czekaj więc cierpliwie.
— Czy zajmiesz się Vandame’m?
— Przyjdzie kolej na niego we właściwym czasie.
— Dlaczego opóźniasz swe zaślubiny z Anielą?
— Ponieważ chwila nie zdaje mi się być stosowną obecnie ku temu. Ależ przez litość więcej cierpliwości, mój drogi wspólniku... jesteś strasznie nerwowym jak widzę!...
— A ja me pojmuję twego lodowatego spokoju...
— Ten spokój właśnie jest moją siłą! Na co się przyda ów pośpiech? Wszak jesteś zapłaconym za położone we mnie zaufanie. Rozważ ile się to zrobiło w tak krótkim czasie. Podniosłem upadający dom Juliusza Verrière. Wyrobiłem
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/781
Ta strona została przepisana.