Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/783

Ta strona została przepisana.
XXIX.

Ze szczytu swego obserwatoryum kolega Will Scotta dojrzał zakonnicę, schodzącą ze schodów kościoła i wchodzącą w ulicę Flèchier.
Po upływie kilku minut dosłyszał dźwięk dzwonka przy drzwiach mieszkania Misticota, następnie otwarcie drzwi i ich zaniknięcie.
Wskoczywszy na krzesło, przyłożył ucho do swego telefonu i słuchał.
— No, jakże moje dziecię — pytała zakonnica — otrzymałżeś coś pomyślnego ze swych wczorajszych odwiedzin?
— Po nad wszelką nadzieję, siostro — odrzekł podrostek.
— Zatem ów agent... ten Agostini...
— Wysypał całą garścią wiadomości w kosz, jaki mu podstawiłem.
— Zna więc Arnolda Desvignes?
— Ma się rozumieć... Posłuchaj siostro...
Tu chłopiec opowiedział szczegóły znane już czytelnikom.
— W tem wszystkiem — wyrzekła zakonnica po chwili — niepodobna nam twierdzić ażeby Arnold Desvignes zasługiwał na tak złe wyobrażenie, jakieśmy o nim powzięły... Agostini uważa go jako uczciwego człowieka, zdolnego i pracowitego...
— Niemamy jeszcze dowodów, ażeby to co o nim Włoch mówił w rzeczywistości tak było — odparł Misticot. — Ludzie, jemu podobni hojnie obsypują miodem i cukrem tych, od których zarabiają pieniądze. Będę jedynie wierzył objaśnieniom, pochodzącym z mniej podejrzanego źródła; a tych objaśnień zażądam w miejscu urodzenia Arnolda Desvignes od tych, którzy go znali pacholęciem, młodzieńcem i wreszcie dojrzałym człowiekiem.