— Wciąż, dotąd jeszcze.
— Zatem do jaknajrychlejszego widzenia.
W kwandrans później stary Loriot wjeżdżał do swych budynków przy ulicy des Moizes.
Flogny, wróciwszy do domu, spał bardzo mało, myśląc o odkryciach jakie mu szczęśliwy traf pozwolił pozyskać i usiłował odnaleść sposób na wyszukanie dwóch Irlandczyków, w wyjazd których nie wierzył.
Połączmy się z nim, gdy przybywał na ulicę des Moizes we dwadzieścia minut po powrocie Loriota.
Stajenny obmywał w podwórzu lando, całe kurzem pokryte.
— Pan Loriot powrócił? — zapytał Flogny.
— Tak panie... przed kwandransem.
— Można się z nim widzieć?
— Sądzę, że można... Idź pan tam w głąb podwórza.
— Wiem ja dokąd trzeba pójść — rzekł Flogny i zwrócił się w stronę korpusu, gdzie znajdowało się mieszkanie starego woźnicy.
Przez okna otwarte właściciel fiakra nr. 13 wyjrzał, słysząc rozmowę w podwórzu.
— Kto tam rozmawia? — zapytał.
Flogny spojrzał w górę.
— Chciałbym pomówić z panem, panie Loriot... — odpowiedział.
— Wejdź pan, proszę... Jestem gotów ci służyć.
Agent wszedł na schody, wiodące na pierwsze piętro.
Loriot oczekiwał na progu.
— Proszę... bardzo proszę — rzekł, wpatrując się w przybyłego, którego postać wydała mu się zkądciś znaną.