i że jeżeli mi je odstąpił za połowę wartości, to dlatego tylko, ażeby się ich pozbyć.
— Podaj, mi pan ścisłą datę kupna konia i powozu.
Loriot otworzył swą rejestrową księgę.
Kupił go nazajutrz po dnia, w którym nastąpiło porwanie Edmunda Béraud z Indyjskiego hotelu.
— Ależ to jasno rzuca się w oczy! — zawołał agent. — Sprzedano ci go nazajutrz po spełnieniu zbrodni.
— I ja tak sądzę.
— Sprzedający czy był francuzem?
— Zdawał się nim być. Mówił zupełnie czysto po francuzku.
— Ten koń i powóz znajdują się u ciebie w stajni?
— Tak... dziś właśnie jest ich dzień wypoczynku.
— Każ je zaprządz i zawieź mnie do kupca win, który wynajmował stajnię i remizę owemu nieznajomemu.
— Natychmiast... — rzekł Loriot.
Po upływie kilku minut Flogny wsiadł do fiakra, Loriot na kozioł i zaciął konia. Wkrótce przybyli na ulicę de Montreuil.
W czasie drogi agent rozmyślał nad tem wszystkiem, co posłyszał od właściciela fiakra nr. 13, a ogólny rezultat jasno mu wskazywał, iż trafił na dobre ślady.
Nieszczęściem, na ulicy Montreuil zawód go oczekiwał.
Właściciel handlu win, wynajmując stajnię i remizę owemu nieznajomemu, będąc z góry za ten czas zapłaconym, nie zapytał się o nazwisko wynajmującego, który zresztą mógł podać i fałszywe, jeżeli rzeczywiście brał udział w zbrodni.
Loriot zaofiarował kieliszek burgunda agentowi policyi.
Obaj usiedli naprzeciw siebie i trącili się szklankami.