Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/798

Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem tego.
— Lecz może wiesz pan przynajmniej, którą pojedzie drogą żelazną?
— I tego nie wiem.
Flogny uderzył gniewnie nogą o podłogę.
— Otóż przeszkoda, do pioruna! — zawołał. — Wszakże jego nieobecność nie potrwa długo zapewne? — dodał po chwili..
— On sam nie wiedział, jak długo mu tam zabawić wypadnie.
— Mimo to wszystko, ja koniecznie muszę się widzieć z tym chłopcem... — rzekł Flogny niecierpliwie. — On musi mi osobiście wyjaśnić historyę medalika, sprzedanego Scottowi, a znalezionego w powozie. Bądźcobądź, na los szczęścia wieź mnie pan na ulicę Flechier. W drogę co żywo!
W kilka minut później fiakr zatrzymał się przed domem, gdzie Misticot zamieszkiwał. Agent, wyskoczywszy zeń, pobiegł do odźwiernej.
— Pan Stanisław Dumay jest w domu? — zapytał.
— Spóźniłeś się pan... Wyjechał przed pięcioma minutami...
— Ale powróci?
— Nie tak prędko... W podróż wyjechał.
— Potrzebuję koniecznie widzieć się z nim zanim wyjedzie z Paryża. Na którą ze stacyj się udał?
— Nic nie wiem, panie.
Flogny, zły i niecierpliwy, wyszedł na ulicę.
— I cóż? — pytał go Loriot.
— Wyjechał!
— I nie powiedział nikomu, dokąd jedzie?
— Nie powiedział.
— Byłem tego pewny.
— Zkąd pan mogłeś o tem wiedzieć?
— Ponieważ przewiduję, że ów podrostek podjął się jakiejś misyi tajemniczej, a skutkiem tego chowa język do kieszeni.