Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/799

Ta strona została przepisana.

— Misyi tajemniczej? — powtórzył agent zaciekawioy.
— Ba! o tem nikt nie wie... i ja zarówno.
— Któżby mu mógł powierzyć tę misyę... na czyjby działał rachunek?
— Powiem panu, co o tem myślę... ale to tylko moje przypuszczenie. Według mego zdania, jedna tylko osoba mogłaby panu powiedzieć, gdzie pojechał ten malec...
— Jedna osoba... któż taki?
— Zakonnica, siostra miłosierdzia, z którą się często widywał... Ztąd wszystko mi się coś zdaje, — że oni wspólnie działają i że jeżeli wyjechał, to z polecenia tej zakonnicy.
— Gdzież znaleźć tę siostrę miłosierdzia? — pan do fiakra, zawiozę cię tam, gdzie zdaje mi się, że ona mieszka, bo często widziałem, jak ztamtąd wychodziła.
— W tym okręgu miasta?
— Tak, na bulwarze Haassmanna nr. 54.
Po kilku minutach fiakr Loriota zatrzymał się przed, mieszkaniem bankiera.
— To ta... — rzekł woźnica.
— Ależ to pałac Juliusza Verrière... — zawołał Flogny.
— Być może... Mimo to ona tu mieszka.
— Zaczekaj, ojcze Loriot.
I agent, podszedłszy ku okratowaniu, silnie zadzwonił.

XXXII.

Biedna Joanna Besourdy przepędziła noc we łzach, myśląc o ponurej teraźniejszości, jaką jej zgotował Paweł Béraud, i o niemniej smutnej przyszłości, jaka się jej w zastraszający sposób ukazywała.
Nienawiść płynęła z jej serca przez krwawe rany, zadane ręką tego nędznika, a ta nienawiść podsuwała jej zemstę.