Nie była to jednak ta zemsta, jakiej pragnęła Joanna. Miała ona dobre, szlachetne serce, żyła z zaparciem się siebie.
— Zbłądziłam... — powtarzała sobie nieraz: — z własnej winy poniżyłam się sama, nie mam więc prawa się uskarżać. Ale niewinna ofiara, w dziecię, pozbawione ojcowskiej opieki, moja córka ukochana, moja biedna Lina, za nią powinnam i muszę się zemścić!
I z przerażeniem zapytywała siebie, jakiem będzie odtąd jej życie?
Stosunek jej z Pawłem Béraud był wszystkim znany, skutkiem tego znajdzie, być może, wszystkie drzwi przed sobą zamknięte. Jeśli odmówią jej udzielania roboty, z czego wyżywi swe dziecię? Będzie jednak próbowała, przeznaczając cały swój zarobek dla Liny.
Niestety jednak! praca kobiet bywa tak szczupło wynagradzaną. Daje żagwie tyle, aby nie umrzeć z głodu. Dziecię z braku pożywniejszych pokarmów gasnąć będzie i wpadnie w anemię, ową chorobę miast wielkich.
Widzieć śmierć córki... ach! ta myśl przyprawiała ją o szaleństwo. Cóż bowiem znaczyło dla niej jej własne życie? O! jakże ona potrzebowała roboty... jaknajwięcej roboty, aby ocalić życie swego dziecka! O! jakże była podłą, nikczemną, ta Wiktoryna, która, według opowiadań Piotra Béraud, gałganiarza, stała się kochanką Pawła, czyniąc go tym sposobem sprawcą tyłu cierpień moralnych Joanny.
Biedna kobieta wśród łkań powtarzała:
— To ona... ona jest najwonniejszą!... Paweł nie byłby opuścił domu i dziecka, gdyby ta nędznica nie była mi go ukradła!
I Joanna pałała niewysłowioną nienawiścią dla tak niesłusznie, jak wiemy, spotwarzonej Wiktoryny, raczej godnej pożałowania.
Skutkiem takich ponurych, rozmyślań, nieszczęśliwa uczuła, iż rozum jej się błąkać poczyna. Chwilami zrywała się na swem ciasnem łóżku, gdzie obok niej spało jej dziecię.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/800
Ta strona została przepisana.