— Dlaczego?
— Mamy dużo chodzenia na dzień dzisiejszy.
— Dużo chodzenia... z tobą, mamo? O! jak to dobrze, ja lubię z tobą chodzić.
Weszły obie do mleczarni, gdzie Joanna kazała podać dziecku kawę; sama nic jeść nie mogła. Wzburzony jej żołądek nie przyjąłby pokarmu.
Gdy Lina zjadła śniadanie, matka wraz z nią udała się na ulicę Vaugirard.
W drodze zatrzymała się. Uczuła, jak gdyby wola, wiodąca ją do celu, nagle ją odstąpiła. Cofnęła się nawet wstecz ze spuszczoną głową.
Ruch ten jednakże trwał mgnienie oka; podniosła głowę i z gestem dzikiej nienawiści szła dalej przed siebie.
Zwróciwszy się na lewo, przybyła na ulicę de Fleurus, do domu pod numerem 11-ym. Tu pokornie się zatrzymała; wachanie powróciło.
Lina spojrzała na dom.
— To tu mieszka nasz kuzyn, Loiseau... nieprawdaż, mamo? — pytała.
— Tak... tu.
— Czy do nich idziemy?
— Do nich... — odpowiedziała Joanna przytłumionym głosem.
I przestąpiła próg domu.
Jeżeli Joanna spędziła noc bezsennie, i Wiktoryna również oczu nie zamknęła.
Po owej strasznej scenie, jaką miała z mężem, dostała nerwowego ataku, a potem omdlenia. Zwolna jednakże przyszła do przytomności, a wraz z powróceniem życia wróciły świadomość i wspomnienia.
Rozpacz zawładnęła jej udręczoną duszą, pchając ją na tę drogę, na którą ją prowadziła wola Arnolda Desvignes, na drogę samobójstwa.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/802
Ta strona została skorygowana.