— Joanno! — zawołała — słuchając cię przed chwilą, zapytywałam sama siebie, czy nie śnię? Czy ty rzeczywiście przy zdrowych zmysłach pozostajesz? Czy do mnie to mówisz? co się dzieje... co masz przeciwko mnie?... Wytłumacz się, proszę!...
— Tłumaczyć się... — zawołała Joanna; — alboż ty nie wiesz o wszystkiem lepiej odemnie? Chcesz więc znów przedemną, tak jak przed swoim mężem, odegrać komedyę?
— Przysięgam na wszystkie świętości, że cię nie rozumiem... nie wiem, o co chodzi...
— Ty... nie wiesz?!...
— Przysięgam przed Bogiem, że nie wiem... I gdyby tej chwili umrzeć mi wypadło, w chwili skonania powtórzyłabym tęż samą przysięgę.
— Kłamiesz! — zawołała Joanna. — Przed zaślubieniem Eugeniusza byłaś kochanką Pawła Béraud, ojca mej córki!...
— Ja... ja jego kochanką? — krzyknęła ze zdumieniem Wiktoryna.
— Tak, ty... i nie poważysz się zaprzeczyć temu...
— Zaprzeczam jaknajmocniej... zaprzeczam!
Nie słuchając swojej mniemanej rywalki, Joanna wołała ze wzrastającą gwałtownością:
— Wyszedłszy za mąż, utrzymywałaś nalej stosunki ze swym kochankiem, skutkiem czego tak mnie, jak moją córkę uczyniłaś najnieszczęśliwszemi istotami na świecie, doprowadziwszy je wreszcie do pozostania bez dachu i chleba!
— Joanno... Joanno! ciebie obłęd ogarnął... Zastanów się, kogo o to wszystko oskarżasz!
— Ciebie oskarżam... ciebie! Jesteś kochanką Pawła Béraud, kłamać ci w tym razie nie wolno!
— Na prochy mojego ojca przysięgam... to fałsz!
— Nowe krzywoprzysięstwo... lecz to nadaremnie... Paweł był twoim kochankiem i jest nim jeszcze! Za twoją to radą spełnił tę ostatnią nikczemność. Za twojem poleceniem opuścił mnie z mem dzieckiem... okradł nas... i pozostawił na
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/806
Ta strona została przepisana.