bruku ulicznym bez żadnych środków utrzymania. Możesz być dumną z tego!... Ach! zręcznie pokierowałaś piekielne swe dzieło!...
Wiktoryna załamała ręce. Na jej twarzy widniała boleść rozdzierająca.
— Joanno! — zawołała głosem złamanym: — Joanno... w imię tego Boga, który nas słucha i którego błagam, aby mi śmierć zesłał u stóp twoich, jeżeli kłamie... Joanno!... wierzaj mi, oszukano cię, w błąd cię wprowadzono! W jakim celu, w jakim interesie, nie wiem tego, wszakże niewinnie mnie spotwarzono! W niczem nie przewiniłam z tego, co mi zarzucasz... tak! w niczem nie czuje się być winną względem ciebie! W niczem... w niczem... w niczem!...
Ta Wiktoryna wybuchnęła łkaniem.
— Ach! biedna kobieto... nieszczęśliwa matko — mówiła dalej. — Któż więc do tego stopnia był moim wrogiem, który nie zawachał się przed myślą sprowadzenia ci takich cierpień, ażeby we mnie uderzyć? Jakimże wstrętem napełniasz mą duszę... Boże miłosierny! Joanno, skoro posłyszysz to, co ci powiem, pożałujesz swych obelg... Będziesz żałowała swych słów z całego serca, a jedynie litość dla mnie uczujesz!...
Joanna już ich żałowała.
Łkania Wiktoryny, jej krzyki oburzenia, dźwięk rozdzierający jej głosu, wstrząsający sercem, poruszyły ją do głębi, a nie wiedząc jeszcze, co jej kwiaciarka powie na swoją obronę, czuła już dla niej litość w miejsce zaciekłości.
— Posłuchaj mnie... — wyrzekła Wiktoryna, podając Joannie drżącą rękę, podczas gdy po jej twarzy pobladłej łzy strugą płynęły. Nie wiem, zkąd i od kogo dowiedziałaś się o smutnej tajemicy mojej przeszłości... nikt inny nie mógł ci o tem powiedzieć, jak ów nędznik, który ją znał, a jest to człowiek, dla którego uczuwam najwyższy wstyd i pogardę! I ty... ty mnie oskarżasz, że ja go kocham?
— Tak... zbłądziłam przed mojem małżeństwem, ale wspólnikiem mej winy nie był ów nikczemnik, Paweł Béraud.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/807
Ta strona została przepisana.