nia porzucone niemowlę przez jakąś matkę wyrodną. Dodał, iż chce zająć się wychowaniem tego dziecka, oraz, że być może później, gdyby się przywiązał do niego, przyjmie je za własne i nada mu swoje nazwisko. Komisarz nie omieszkał obsypać go pochwałami za tak wysoką szlachetność charakteru.
Paweł Gérard zajmował wysokie społeczne stanowisko. W trzydziestym roku życia był oficerem legii honorowej. Otaczał go powszechny szacunek i poważanie.
Skoro rozeszła się wieść, że przyjął opuszczone dziecię i otoczył je swą opieką, sławiono go wszędzie.
— Jakież szlachetne serce! — wołano: — jak wzniosła dusza! Podobni ludzie rzadko spotykać się dają...
Niestety! iluż takich obłudników, bez serca i sumienia, istnieje na podobieństwo Gerarda, najniezasłużeniej cieszących się szacunkiem i sympatyą ogółu?
Przez pięć lat profesor nie odwiedził ani razu swojego syna. Nigdy nie pytał się o niego. Filip jedynie był pośrednikiem pomiędzy ojcem i dzieckiem.
Co miesiąc jeździł on z zapłatą do swojej siostry.
Chłopiec rósł, rozwijając się umysłowa, lecz zarazem coraz złośliwszym i chytrzejszym się stawał.
Z oblicza i całej postaci uderzająco podobnym był do profesora. Były to te same rysy twarzy, tenże kształt nosa, ust, też same oczy.
— Do pioruna! — mówił Filip, śmiejąc się, do siostry — pan Gérard wyprzeć się go nie może. Ów malec, to żywy jego portret, będzie tak rozumnym, jak ojciec. Szkoda, że pan nie każę przywieźć go do Paryża, aby go mógł zobaczyć.
— Nie zważając na to, zabierz go z sobą na dni parę — odrzekła wieśniaczka.
— Masz słuszność... dobrze mówisz.
Filip, od lat pięciu jeżdżąc co miesiąc do Blaisois, przywiązał się do dziecka Walentyny. Słowa siostry trafiły mu do przekonania, postanowił zabrać z sobą chłopca, próbując tym sposobem zjednać dla niego swojego pana, co też uczynił.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/82
Ta strona została skorygowana.