nic wspólnego. Daremnieby więc było prowadzić dłużej naszą, rozmowę.
Tu zwróciła się ku drzwiom salonu.
— Siostro... moja siostro... — zawołał agent — zaklinam cię, zostań jeszcze chwilę.
— Na co... dlaczego?
— Powiedziałem, że powód nader ważny kieruje mojemi krokami, wszakże szczegółowo poznać ci go nie dałem. Chodzi tu o zbrodnię...
Siostra Marya zatrzymała się w miejscu.
Arnold z Verrièrem zamienili pełne przestrachu spojrzenia.
— O zbrodnię? — powtórzyła zakonnica.
— O dziwną, tajemniczą, niewyjaśnioną zbrodnię — mówił Flogny dalej. — O zbrodnię, dotyczącą pańskiej rodziny... — dodał, zwracając się do bankiera.
— Mojej rodziny? — rzekł Verrière, mocno bledniejąc.
— Pan nie wiesz o niczem bezwątpienia... — ciągnął Flogny dalej. — Zajęty swojemi finansowemi sprawami, nie czytujesz, być może, szczegółowo artykułów, pomieszczanych w dziennikach, lub nil zauważyłeś nazwiska człowieka znikłego, zamordowanego...
— Nie wiem, o kim pan mówisz — rzekł bankier, usiłując całą mocą swej woli pokonać zmięszanie. — Któż to taki... jak on się nazywa?
— Edmund Béraud.
Cios został wprost wymierzonym, wszakże Verrière nań przygotowany, nie zachwiał się wcale.
— Edmund Béraud? — powtórzył, udając nieświadomość. — Mój szwagier nosił toż samo imię i nazwisko. Wyjechawszy do Indyj, od lat trzydziestu nie dawał o sobie żadnej wiadomości, zkąd sądziliśmy wszyscy, że zmarł oddawna.
— Myliłeś się pan w tym razie. Edmund Béraud, wróciwszy z Kalkuty do Paryża, został porwanym z hotelu In-
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/822
Ta strona została przepisana.