— Nie! i otóż w tem dla nas szczęście. W dniu wczorajszym zebrał te objaśnienia. Sąd nic o tem dotąd jeszcze nie wie... Wczoraj wieczorem o ósmej godzinie, Flogny był w pałacu mojego wspólnika, błagając w mej obecności siostrę Maryę by mu wymieniła nazwę miejscowości do jakiej wysłała Misticot’a.
— I powiedziała?
— Nie, ponieważ ja przy tem byłem obecny. Powiedzieć, było to przyznać, iż działa potajemnie na moją zgubę. Ja to dałem agentowi policyi objaśnienia o jakie nalegał.
— Ty?! — zawołał Trilby z osłupieniem.
— Ja!
— Ależ dlaczego?
— Człowieku o płytkim ciemnym umyśle, czyż nie pojmujesz, że trzeba go było popchnąć na te ślady... zmusić go do opuszczenia Paryża bez stracenia jednej chwili, uczynić mu niepodobnem pójście do prefektury i opowiedzenie wszystkiego co odnalazł! Uczyniłem to... dopiąłem celu! Flogny chce sam pozyskać sławę znalazcy morderców Edmunda Béraud. Niechce z nikim dzielić zaszczytu tego wielkiego czynu... Zbyt wiele miłości własnej! Spóźnił się na pociąg wychodzący o ósmej, przyjedzie zatem o jedenastej minut dwadzieścia. Jutro, a raczej dziś przyjedzie do Blévé, by porozumieć się z Misticot’em... Zapomniał, że my istniejemy... Będziemy tam, i nie pozwolimy żadnemu z nich wrócić do Paryża...
— Cóż więc uczynimy?
Desvignes chciał właśnie wyjaśnić szczegółowo swój plan towarzyszowi, gdy nagle zamilkł, ciche „pst“ wybiegło z ust jego, nakazując milczenie.
Blade światełko zamigotało wpobliżu leśnej polanki o kilkadziesiąt kroków od obu i dwa cienie zarysowały się na drodze jakoby dwóch idących postaci w tymże samym kierunku.
Światło wybiegało z latarni, niesionej przez dwóch podróżnych.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/834
Ta strona została przepisana.