Desvignes i Trilby przyśpieszyli kroku, i wkrótce złączyli się z obydwoma naprzód idącymi, i właśnie mieli ich minąć, gdy ozwał się człowiek, niosący latarnię:
— Jak też to jest nieroztropnie puszczać się w dzisiejszą noc przez las bez światła. Chyba panowie obcy jesteście?
— Mówisz pan, iż nieroztropnie jest puszczać się w drogę bez światła... Dlaczego? — zapytał Arnold z niemieckim akcentem.
— Ha! otóż odgadłem, że panowie nie tutejsi... — odrzekł stary wieśniak, idący w towarzystwie młodego dwudziestoletniego chłopca.
— Tak... w rzeczy samej... — odpowiedział Desvignes. — Od lat dwudziestu podróżujemy jako handlowi agenci, a nigdy nie słyszeliśmy, ażeby miało być niebezpiecznem przechodzić nocą przez bór Amboise.
— Nie bywało tego wprawdzie i nie ma, ale obecnie, chwilowo, rzecz inna. Przed tygodniem zjechała tu menażerya, rozłożywszy się w Loches, na jarmarku... Wielka menażerya z całą gromadą złych zwierząt, dzikszych jedne od drugich. W nocy z soboty na niedzielę w menażeryi tej wszczął się pożar. Jakiż piekielny hałas tam powstł... jakie zamięszanie! Krzyki... wycia dzikich zwierząt, aż tu wyraźnie słyszeć można było. Kilkoro zwierząt, wyłamawszy się z żelaznych klatek, uciekło, a między niemi znajdował się lew, lwica, dwóch tygrysów i małpa, większa niż człowiek. Dzikie te bestye uciekły w las, ztąd pojmiesz pan, iż każdy teraz obawia się przezeń przechodzić. Nie byłoby przyjemnie spotkać się z ptakami tego rodzaju, a ponieważ mówią, iż one boją się światła, każdy, kto musi las nocą przebywać, bierze z sobą latarnię.
— Dobra ostrożność... — odrzekł Desvignes. — Nic jednak nie dowodzi, aby te zbiegłe zwierzęta przeszły z lasu Loches do Amboise.
— Owszem, jest przekonanie, że przeszły Cher, ponieważ widziano ślady ich szponów na drodze około Blevé.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/835
Ta strona została przepisana.