Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/844

Ta strona została skorygowana.

— Arnold Desvignes miał krewnych w Loches?
— Tak... stryja nauczyciela, u którego pobierał pierwsze nauki.
— Jeżeli ów stryj jeszcze żyje, muszą zapewne oba z sobą korespondować?
— Tak się zdaje... Miałżebyś pan zamiar udać się do Loches?
— To będzie zależało od objaśnień, jakie tu otrzymam.
— Chodzi więc zapewne o jakąś sukcesyjną sprawę? — pytał ciekawie oberżysta.
— Tak... rzeczywiście o sukcesyę — odrzekł podrostek z Montmartre, chwytając pierwszy lepszy pozór, jaki mu się nawinął pod rękę.
— Jestżeś pan krewnym pana Desvignes?
— Jestem jego dalekim kuzynem.
W chwili tej jakiś wysokiego wzrostu młody mężczyzna, o wesołem, otwartem obliczu, ukazał się na progu sali i podszedł, aby uścisnąć rękę właściciela.
— Już pan wstałeś, panie Delvignes? — zawołał tenże.
Arnold i Trilby, posłyszawszy to nazwisko, zamienili z sobą znaczące spojrzenia, [przypatrując się ciekawie przybyłemu.
Trilby przypomniał sobie opowiadanie Scotta o liście z medalikiem, który wpadł w ręce nieznajomego, nazywającego się również Delvignes.
— Wstałem — odrzekł ów młody człowiek — ponieważ mam się widzieć z kilkoma klientami dziś rano, a być może, iż dziś wieczorem pojadę po Amboise.
— Lecz pan nas jeszcze nie opuścisz?
— Kto wie? Być może, iż wkrótce pojadę do Paryża zobaczyć, czy ulica de Tournelles egzystuje na dawnem swem miejscu.
— Jest to więc ten sam... — pomyśleli razem Trilby z Arnoldem.