grysa, wszakże reszty nie odnaleziono. Mówią, że przeszły rzekę Cher i obecnie znajdują się w lasach Amboise.
— Tak... słyszałem coś o tem.
— Sto pięćdziesiąt tysięcy franków straty dla Pezona..! A to się urządził! dobrze mu tak...
— Dlaczego?
— To zwierzę ze swoją menażeryą zabiło mi w Loches moje teatralne przedstawienia.
— Czy podobna?
— Przysięgam na honor! Dałem ich cztery. Pierwsze było piramidalnem... sala natłoczona. Pezon natenczas jeszcze nie przybył. Przyjeżdża wreszcie... i krach! Ów publiczny błazen, idyota, spycha nas na drugi plan. Pięćdziesiąt franków dochodu z przedstawienia, a trzysta pięćdziesiąt kosztów! Widoczna nędza... upadek! Lecz ja się jeszcze wywikłam z tego wszystkiego. Blévé, Amboise, Vendome i Bois, oto cztery dobre miejscowości, gdzie jestem zaszczytnie znanym. Lecz otóż i czekolada z ciastkami... brawo!
— Jakto... pan chcesz więc tutaj dawać przedstawienia? — pytał właściciel hotelu.
— Ma się rozumieć.
— A odkąd.
— Zacząwszy od czwartku... potrzebuję czasu na zwołanie publiczności afiszami.
— A jakież pan sztuki wystawisz?
— Ho! ho! repertuar olśniewający! Dwie sztuki, niezupełnie wprawdzie nowe, lecz i obecnie doskonałe; na początek pójdzie „Słomiany kapelusz,“ a potem „Żoko, małpa brazylijska.“ Nie znają tu tego... A ja gram rolę Żoka wybornie! Mam kostyum z prawdziwej małpiej skóry z maską zdumiewającą... Będąc także niegdyś klownem, przedstawiałem tego goryla z efektem porywającym. Kaź pan zanieść do numeru moje bagaże... drogi gospodarzu. Ot! w tym tu płaskim znajduje się kostyum Żoka... Strzegę go jak oka w głowie, aby nie zginął!...kosztuje mnie bowiem przeszło pięćset franków!
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/846
Ta strona została przepisana.