Misticot pochwycił żywo znajdującą się tamże na pierwszej stronnicy fotografie i pilnie wpatrywać się w nią zaczął. Przedstawiała ona młodzieńca, około lat dwudziestu mieć mogącego, w ubiorze ucznia szkoły górniczej.
— Rzecz dziwna... — szepnął podrostek. — Twarz tego Arnolda Desvignes w niczem nie jest podobną do obecnego Desvignes, wspólnika pana Verrière. Czyż podobna, ażeby lat kilka mogło sprawić taką uderzającą zmianę?
Właściciel składu starzyzny przechadzał się po sklepie.
— Ile pan żądasz za tę fotografię? — pytał chłopiec, wskazując na kartę.
— Dziesięć centymów.
— Dobrze... ja ją biorę — odrzekł Misticot; — oto pieniądze.
— Zapewne pan znałeś kiedyś pana Desvignes, małego Arnoldka Desvignes, jak go tu nazywano? — pytał antykwaryusz.
— Jakim sposobem — odrzekł Misticot w miejsce odpowiedzi — ta fotografia, dana przezeń jego matce, znalazła się w pańskim sklepie?
— Rzecz bardzo prosta — rzekł kupiec. — Desvignes był na obczyźnie, gdy matka jego umarła. Przysłał plenipotencyę notaryuszowi z poleceniem, ażeby wszystko tu sprzedał. Zakupiwszy część mebli i książek, znalazłem tę fotografię w szufladzie stolika. Oto i wszystko.
Misticot wyszedł, schowawszy fotografię do kieszeni.
Rozmyślał nad tak wielką różnicą w podobieństwie portretu z żyjącym. Arnoldem Desvignes. Miałżeby wspólnik Verrièra być podrobioną postacią tamtego?
Podejrzenie poczęło się rodzić w umyśle chłopca. Dlaczego, z jakich powodów, ów człowiek, którego przeszłość on zbadać pragnął, dlaczego miałby przybrać obce nazwisko i wcielić się w postać tamtego? W jakim celu?
Dlaczego obrał tę osobistość, a nie inną?
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/856
Ta strona została przepisana.