Z chwilą, tą biedny podrostek z Montmartre został na śmierć zawyrokowanym.
— Racz mi pan podać swoje nazwisko dla zapisania takowego w meldunkową księgę — rzekł do chłopca właściciel hotelu.
— Stanisław Dumay, student, przyjezdny ż Paryża — odrzekł Misticot, poczem zapytał:
— Czy będę mógł jeszcze przygotować list przed śniadaniem?
— Owszem... znajdziesz pan na tym stoliku wszystko, czego potrzeba do pisania.
Arnold niepostrzeżenie dał znak porozumienia swojemu wspólnikowi, na który tenże odpowiedział mrugnięciem oka.
Miało to znaczyć:
— Chcę wiedzieć, do kogo list będzie adresowanym.
Mrugnięcie oka Trilbego odpowiadało:
— Bądź spokojnym, będziesz o tem wiedział.
Misticot, wziąwszy kopertę, adres na niej naprzód napisał, a położywszy przed sobą ćwiartkę papieru, list kreślić zaczął.
Trilby, powstawszy natencząs, przemknął się po za chłopcem, idąc niby ku drzwiom, a w przejściu rzucił okiem na zaadresowaną kopertę. Na widok tego adresu zachmurzył się z niezadowoleniem, co nie uszło uwagi Arnolda, zwiększając jego obawę.
Przypomnijmy sobie, iż przed wyjazdem z Paryża irlandczyk podsłuchał każde słowo rozmowy podrostka z siostrą Maryą. Pamiętał, że wskazała mu miejsce, do którego miał listy przesyłać w potrzebie.
Otóż obecny adres był właśnie podyktowanym przez kuzynkę Anieli Verrière. Brzmiał on:
Co pisał Misticot do siostry Maryi, aż nadto jasnem było. Donosił bezwątpienia o pozyskanych szczegółach życia Arnolda Desvignes i odnalezionej wypadkowo fotografii.