— Tak.
— Lecz w jaki sposób... Nie rozumiem...
— Natychmiast pan wszystko zrozumiesz. Naprzód jednakże winienem powiedzieć ci, kim jestem...
Tu wziąwszy swój bilet wizytowy z kieszeni, podał go Misticotowi.
Chłopiec, rzuciwszy okiem na kartę, patrzył na policyjnego agenta ze zdziwieniem i nieco z obawą.
Flogny, uśmiechając się, schował napowrćt bilet do portfelu.
— Ależ ja nie posiadam żadnych bliższych szczegółów o tej sprawie — mówił Misticot — nic... o czembym mógł panu opowiedzieć. Jakichże więc objaśnień żądasz pan odemnie?
— Zaraz o wszystkiem się dowiesz. Wszak znasz pan dwóch irlandczyków, klownów z cyrku Fernando, którzy figurowali i w pantomimach?
Místicot zadrżał.
— Scotta i Trilbego? — rzekł.
— To właśnie.
— Znam ich w rzeczy samej. Widziałem ich przedstawiających niedźwiedzi, z czego się szczerze naśmiałem. Spotkałem się również z nimi razu pewnego na wzgórzu Montmartre, w restauracyi pod Królikiem A. Gill. Wtedy to sprzedałem dwa srebrne medaliki w Sacré-Coeur...
— Widziałeś pan jeszcze Wiliama Scott w innej okoliczności.
— Tak.
— Przy ulicy de Moines, u ojca Loriot, nieprawdaż?
— A! on panu o tem opowiedział?
— Opowiedział mi, że przyszedłszy do niego z Eugeniuszem Loiseau, zdawało ci się, że poznajesz Wiliama Scott pod ubraniem woźnicy, pod którą to postacią sprzedał dnia poprzedniego powóz wraz koniem Loriotowi.
— I nie omyliłem się wtedy...
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/872
Ta strona została przepisana.