Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/874

Ta strona została skorygowana.

ku Amerykańskiego, który ich zamówił na swoje przedstawienia.
— Kłamstwo! — zawołał agent.
— Lecz pozwólże mi pan dokończyć. Widziałem tego dyrektora prawdziwego, czy podrobionego, mniejsza z tem, dość, że go widziałem. Sprzedałem mu nawet jeden srebrny medalik...
— Jakże on wyglądał?
— Anglik najczystszej krwi, panie... postać, zachowanie się, ubiór, wszystko w nim oznajmiało nieodrodnego syna Wielkiej Bretanii. Nie mówił prawie wcale po francuzku.
— Od chwili spotkania Scotta u ojca Loriot przy ulicy des Moines, nie widziałeś łotrów tych więcej?
— Nie widziałem; nie przyszło mi na myśl zajmować się niemi, mając tyle innych, ważniejszych zatrudnień przed sobą.
Od kilku chwil, komisant handlowy Delvignes, który jak wiemy, siedział przy stole, pomiędzy Arnoldem i Misticot’em, przerwał swoją robotę, nasłuchując z uwagą.
— Przepraszam panów... — rzekł nagle, zwracając się do obu rozmawiających — mówicie panowie jeśli się nie mylę o zbrodni, popełnionej przy ulicy Joubert?
Spostrzegłszy, iż komisant wymieszał się do rozmowy, Arnold zbladł nagle.
— Tak panie — odpowiedział Floguy — mówimy o tym tajemniczym wypadku.
— Pewne wskazówki prowadzą panów, jak widzę, na ślady winnych?
— Tak się zdaje...
— Pan należysz do policyj?
— Jestem inspektorem.
— Przed chwilą mówiłeś pan z panem Dumay o znalezionym przezeń srebrnym medaliku, który wam może posłużyć do wniesienia oskarżeń przeciw pewnym cudzoziemcom.
— Tak... w rzeczy samej. .