Był to jakoby trzask, łamanie gałęzi w połączeniu z dzikim okrzykiem, podobnym do skargi człowieczej, na dźwięk którego dreszcz przebiegł po kościach.
Flogny, wraz z komisantem handlowym, mocno zdumieni i wystraszeni po trosze, spojrzeli w górę.
Mimo ciemności dostrzegli czarną postać, podobną do ludzkiej istoty, która skoczywszy z wierzchołka drzewa, stanęła przed niemi, poruszając pałką znacznej objętości, bawiąc się nią jak dziecię laseczką.
Obaj mężczyźni cofnęli się z przerażeniem, poznawszy, iż się znajdują wobec goryla wielkiego gatunku, najdzikszego z pomiędzy zwierząt.
Paszcza goryla otwierała się i zamykała, zęby mu szczękały, pałką trzymaną w łapach wywijał w powietrzu.
Delvignes, obezwładniony przestrachem, stanął, nie mogąc poruszyć się z miejsca.
Flogny, będąc więcej panem siebie, chciał drżącą ręką naciągnąć kurek rewolweru i strzelić w potworne zwierzę, brakło mu jednak czasu do spełnienia tej operacyi.
Goryl wymierzył mu w czaszkę uderzenie pałką tak silnie, że agent upadł na drogę z rozbitą głową i zakrwawioną twarzą.
Delvignes, bardziej umarły niż żywy wydał krzyk przerażenia, a nie mogąc się utrzymać na nogach padł na kolana.
Mgła ciemna rozciągnęła się przed jego oczyma. Widział jednakże małpę, zbliżającą się ku sobie i podnoszącą w górę olbrzymią swą pałkę. Posłyszał świst złowrogi i uczuł jednocześnie jakoby góra zawaliła się na jego głowę.
Następnie, nie widział nic, nie słyszał, nie czuł i padł bezwładnie obok swego nieszczęśliwego towarzysza.
Goryl, pochyliwszy się nad nim, słuchał uderzeń jego serca, położywszy na nim swe ucho, poczem zerwał się, a pochwyciwszy swą pałkę, wymierzył mu drugi cios na wierzch czaszki, którą rozbił na dwoje.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/880
Ta strona została przepisana.