rego stawszy się wspólnikiem, przyjął i część zbrodni na siebie.
Gdyby Desvignes padł pod ręką sprawiedliwości i onby padł z nim razem, ponieważ ów nędznik, widząc się schwytanym, nie ukrywałby tego, że Verrière znał mordercę swojego szwagra i że wraz z nim chciał zagarnąć miliony, złożone w kasach domu Rotszylda, usiłując przedtem zgładzić wszystkich współsukcesorów.
Oczekiwało wtedy Arnolda Desvignes rusztowanie wraz z gilotyną, a Verrièra co najmniej galery.
Jakaż straszliwa przyszłość! Bankier odgadywał w zupełności tajemne zamiary swego wspólnika.
Flogny i Misticot, jako dwie osobistości, zagrażające najwyższem niebezpieczeństwem, zniknąć powinni.
Arnold, o którym był przekonany, iż nie cofnie się przed żadną zaporą, nie ulęknie żadnej trudności, dążąc prosto do celu wszelkiemi środkami, mógł jednak chybić...
Natenczas sprawiedliwość rozpoczęłaby swoje działanie.
Wszystko odkrytemby zostało!
Przerażająca ta ewentualność stawała się dla bankiera katuszą nad siły. Za jakąbądź cenę Verrière pragnął nazajutrz powrócić do Paryża, przekonać się, czyli Arnold nie przybył.
Nie chodziło tu teraz, jak w chwili pojedynku Desvigna z Vandamem, o unicestwienie złotych marzeń ostatniego, ale o topór gilotyny i galery.
Przy obiedzie bankier był również ponurym, jak przy śniadaniu.
Wstał pierwszy od stołu i wyszedł, polecając woźnicy, ażeby zaprzągł konie do powozu nazajutrz o godzinie szóstej rano, dla odwiezienia go na stacyę drogi żelaznej.
Równo ze świtem był już na nogach, nie zamknąwszy oczu przez noc całą.
O szóstej godzinie wsiadł do powozu i odjechał.
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/889
Ta strona została skorygowana.