Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/892

Ta strona została przepisana.

Siostra Marya, wróciwszy do zamku, powtórzyła Anieli swoją rozmowę z proboszczem, oraz pokazała jej list, świeżo odebrany.

VIII.

O w pół do dwunastej Arnold Desvigues wsiadł na pociąg w Tours, który go przywiózł do Paryża na czwartą po południu.
Wprost z drogi żelaznej udał się na bulwar Beaumarchais’go, gdzie wszedł do swego pawilonu.
We dwadzieścia minut później, wyszedłszy ztamtąd w zwykłym ubiorze, pojechał fiakrem do bankowego biura Verrière i współka.
Widząc go wchodzącym do gabinetu, bankier wykrzyknął radośnie i podbiegł ku niemu, chcąc obsypać zapytaniami. Desvignes wszelako, nie będąc w zbyt dobrem usposobieniu, przerwał mu słowa:
— Bez badań i wyjaśnień... — zawołał. — Bądź kontent z tego, że się nie masz czego obawiać.
— Lecz ty... o ciebie mi chodzi... — rzekł Verrière.
— Skoro mówię, że nie masz się czego obawiać, to znaczy, że i ja jestem wolny od niebezpieczeństwa — odparł sucho Desvignes.
Dreszcz przebiegł bankiera od stóp do głowy, posłyszawszy to zdanie, którego znaczenie aż nadto dobrze pojmował.
Arnold ocalony i on ocalony. Arnold zgubiony pociągnąłby go wraz z sobą w zatratę.
— Cóż się tu działo? — zapytał Desvignes po chwili.
— Wszystko jaknajlepiej.
— Paweł Béraud?
— Przyszedł o oznaczonej godzinie dziś rano. Dano mu tymczasowe zajęcie, w oczekiwaniu innego, jakie dlań przeznaczysz.