— Pomyślę nad tem. A cóż tam słychać w Malnoue?
— Moja córka z kuzynką bawią tam od wczoraj.
— Pytałeś siostrę Maryę co do tego Misticota?
— Nic, wcale.
— Tem lepiej. Ani słowa w tym przedmiocie. Udaj, żeś zapomniał o wszystkiem, co nastąpiło.
— A jeśli ona badać mnie będzie?
— Zbądź jej zapytania... nic łatwiejszego.
Verrière westchnął głęboko.
— Ach! gdybyś wiedział, jak ja się obawiam... — wyszepnął — tracę sen, apetyt...
— Skoro się obawiasz do tego stopnia — rzekł Desvignes z pogardliwym uśmiechem — podam ci radę... Idź do prokuratora rzeczypospolitej i zadenuncyuj mnie. To oskarżenie zjedna ci łagodzące okoliczności...
— Dlaczego szydzisz, gdy sytuacya jest tak straszną? — zawołał Verrière; — dlaczego żartujesz sobie ze mnie?
— Żartuję, ponieważ twoje obawy są rzeczywiście śmiesznemi, a ja jestem człowiekiem poważnym. Skoro ci mówię, że nie ma niebezpieczeństwa, wierzyć mi powinieneś. Uspokój się więc... odzyskaj krew zimną, energję; inaczej, nie umiejąc zapanować nad sobą, ty sam sprowadzisz niebezpieczeństwo. Jeśliby się kto powinien obawiać, to ja... ja tylko, patrząc, jak lada chwila możesz zdradzić nas obu przez swoją słabość! Strzeż się, mój wspólniku!... bo w dniu, w którymbyś zgubił nas obu przez brak wytrwania i odwagi, bez wahania roztrzaskałbym ci czaszkę wystrzałem z rewolweru. Rozmyśl się więc, a przedewszystkiem uspokój... Idziemy jedną drogą, jednym krokiem. Lecz dość już o tym przedmiocie. Mówmy o czem innem. Wyjechałeś dziś rano z Malnoue?
— Tak... pierwszym pociągiem.
— Nic nie wiesz, co mogła zrobić przez ten czas twoja, siostrzenica?
— Nic nie wiem.
— Znasz proboszcza z Malnoue?
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/893
Ta strona została przepisana.