owładnięta maligną, w której wołała głośno, wydając jęki i wzywała o pomoc.
Jęki te i wołania nieszczęśliwej dobiegły sąsiadów, którzy sądząc, iż wyniknęła jakaś nowa sprzeczka pomiędzy kwiaciarką a jej mężem, powychodzili ze swych mieszkań i nasłuchiwać poczęli.
Skargi i krzyki chorej wzmagały się coraz bardziej, aż jeden z lokatorów pobiegł powiadomić o tem odźwierną.
— Ten zbrodniarz Loiseau zabija swą żonę — mówienie można pozwolić, ażeby ją zamordował.
Przestraszona odźwierna przybiegła do drzwi i zapukała.
Wiktoryna nie słyszała wcale, nie mogła nic słyszeć, straciwszy przytomność zupełnie.
— Niepodobna, ażeby tam się znajdował Loiseau — rzekła odźwierna po chwili zamyślenia; — nie wrócił wczoraj wieczorem, jestem tego pewną!
— Trzeba zatem powiadomić komisarza policyi — ozwała się jedna z sąsiadek.
— Może ona chce się pozbawić życia ta nieszczęśliwa? — dodała druga. — Ach; po miesiącu małżeństwa do czego ów łotr ją doprowadził!
— Co począć?— pytała odźwierna; — będąc sama tylko w stancyjce, odejść od domu nie mogę.
— Ja za panią popilnuję... — wyrzekła pierwsza z lokatorek. — Pójdź... sprowadź przynajmniej miejskiego strażnika.
Projekt ten został przyjętym.
Odźwierna pobiegła z pośpiechem, nie spotkawszy jednakże żadnego z miejskich strażników, dobiegła aż do biura komisarza policyi.
W pół godziny przybył komisarz do domu na ulicę de Fleurus, w towarzystwie lekarza, ślusarza i dwóch agentów, a powiadomiony o nikczemnem postępowaniu Eugeniusza Loiseau, kazał sąsiadkom wrócić do swych mieszkań, sam zaś nie
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/898
Ta strona została przepisana.