— Wsiądźmy do fiakra... Muszę zmienić ubranie przed pójściem do biura. Rozejdziemy się na ulicy de Bucy, a zobaczymy wieczorem pod Srebrnym czopem.
Na ulicy de Bucy pożegnawszy swego kuzyna, Loiseau stał przez kilka minut na trotuarze zadumany, z pochyloną głową, zapytując sam siebie, co mu teraz uczynić wypada?
Widocznie toczył z sobą walkę wewnętrzną.
Głos jakiś nieznany, milczący, od pewnego czasu począł się odzywać nanowo, czyniąc mu ważne wyrzuty z przyczyny jego postępowania.
Mimo to wahał się, a nie wiedząc, co robić, zaczął iść wprost przed siebie, bez celu.
W niedługim czasie znalazł się na ulicy de l’Ecole-de-Médicine, zboczywszy zupełnie z drogi, jaką mu iść należało na ulicę de Fleurus.
Wszedł do piwiarni pod Srebrnym Czopem bezwiednie, a dla dodania sobie energii, polecił podać wódki, której wychylił kilka kieliszków jeden po drugim.
Krew w nim się rozgrzała, w głowie mu się kręcić zaczęło. Cały jego system nerwowy drgał wściekle.
Bezrozumny ów nędznik, nie wahając się teraz, poszedł na ulicę de Fleurus.
Idąc, mówił głośno sam do siebie, jak gdyby chciał sobie dodać odwagi do spełnienia niegodziwości, projektowanej mu przez kuzyna.
Sumienie w nim powtórnie zamarło.
Przybywszy przed dom, spojrzał na okna. Były one szczelnie zamknięte.
Minąwszy korytarz, miał właśnie wchodzić na schody, gdy spostrzegłszy go odźwierna, podbiegła ku niemu.
— Ach! nieszczęśliwy człowieku!... — zawołała — cóżeś ty uczynił?
— Co... co? Com ja uczynił... — bąkał introligator, któremu wódka krępowała język. — Robiłem, co mi się podobało, moja matko, a sądzę, że cię to nie obchodzi! Może zostałaś za-
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/901
Ta strona została przepisana.