Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

Wybrawszy z nich kilka, Arnold Desvignes kazał to opakować starannie w szkatułkę, z którą wsiadł do fiakra, zapełnionego już innemi sprawunkami.
We dwie godziny wrócił na ulicę des Tournelles. Odźwierna, znajdując się w bramie natenczas, dopomogła znieść owe bagaże do pawilonu.
Po jej odejściu, Arnold zasunął rygiel, a otworzywszy drzwi do ciemnego pasażu, znajdującego się obok sypialni, urządził tam sobie garderobę ze świeżo nabytych przedmiotów, między któremi znajdowało się kilka kostiumów. Wybrał z nich jeden, lecz przed przywdzianiem go rozpakował kosmetyki, kupione w perfumeryi, i w oka mgnieniu, ze zręcznością wprawnego aktora twarz sobie ucharakteryzował.
Po dokonaniu tego wdział rudą perukę, przyprawił sobie długie faworyty tejże samej barwy, ubrał się w garnitur sukienny kasztanowatego koloru, wziął swój podróżny miękki kapelusz, przerzucił przez ramię pas skórzany z zawieszonym na nim futerałem od lunety, zamknął drzwi na klucz i wyszedł z pawilonu furtką na bulwar Beaumarchais’ego.
Przebrany w ten sposób, Desvignes zestarzał się o lat dziesięć. Miał minę najbardziej angielską ze wszystkich anglików, minę starego klasycznego anglika, jakich nam w teatrach przedstawiają.
Gdy podszedł do fiakra, woźnica skłonił mu się nisko z zapytaniem:
— Gdzie milord jechać rozkaże?
— Na wzgórze Montmartre... w pobliżu bazyliki Sacré-Coeur... Il you plesse...
— Zasłużę na dobry napiwek, milordzie, bo moja szkapa nogi sobie poderwie w tym kursie opętanym.
— Aoh! yes... — odrzekł mniemany anglik — nie obawiaj się... dostaniesz.
Woźnica ruszył z miejsca i fiakr potoczył się ku wzgórzu Montmartre przez bulwar Magenta, a następnie i przez zewnętrzne bulwary.