Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/916

Ta strona została skorygowana.

— Do kogo pan idziesz? — zapytała, zbliżając się, odźwierna.
— Do kogo... widzisz pani, że wchodzę i dosyć.
— Ale do kogo?
— Co panią to obchodzić może...
— Obchodzi mnie... jestem odźwierną; mam polecone od właściciela wiedzieć o wszystkiem, co się dzieje w domu.
— Idę więc na czwarte piętro, do pana Rondel; odnoszę mu biurko z reparacyi.
— Nie mieszka u nas żaden pan Rondel.
— Jakto... nie jestżem więc w domu pod numerem 39?
— Właśnie jesteś pan pod 39-ym.
Posłaniec dobył z kieszeni kawałek papieru i podał go odźwiernej.
— Wszakże tu napisano adres — rzekł.
— Ależ nie... — zawołała niecierpliwie po przeczytaniu.
— Jakto... nie napisane tu pan Rondel?
— Nazwisko to jest napisanem; lecz wziąłeś piątkę za trójkę, znać, że źle widzisz, mój panie. Wyraźnie nakreślono tu numer 59-ty.
Tu zeszedł, a znalazłszy się na ulicy ze swym ciężarem, skierował się nie pod numer 59-ty, lecz w stronę ulicy Geoffroy-Lasnier, gdzie się znajdował wynajmujący ręczne wózki do przewożenia mebli.
Wziąwszy z nich jeden, włożył nań biurko, starannie kołdrą okryte, a zaprzągłszy się do dyszla, ciągnął wózek ku ulicy Rivoli.
W godzinę później, zdyszany i spotniały, zatrzymał się przed domem Arnolda Desvignes.
Arnold, stojąc właśnie na dziedzińcu, wydawał rozkazy, brama była otwartą, przez nią więc wózek wtoczył się na podwórze.
— Mój stangret pomoże ci, przyjacielu — rzekł do posłańca. — Wnoś ostrożnie to biurko.