— Właśnie ja pieszo iść chciałem — rzekł Desvignes. — Potrzebuję poznać kierunek tej drogi. Nie ma jakiej bocznej ścieżynki, wiodącej krócej do Malnoue?
— Owszem, jest taka.
— Idźmy nią zatem.
— Dobrze, skoro taki sobie życzysz.
Wyszedłszy z Villiers, przeszli pod mostem drogi żelaznej, a przeciąwszy gościniec, prowadzący do Quene-en-Brie, udali się ścieżką, biegnącą wśród winnic.
Drożynę tę znali jedynie właściciele winnic i mieszkańcy tej okolicy.
Arnold szedł wolno obok Verrièra, przypatrując się położeniu wsi z uwagą.
Idąc tak dość długo, minęli wioskę de Coeuilly i znaleźli się w otwartem polu.
— Zwóciwszy się nieco na lewo — rzekł Verrière — moglibyśmy byli ominąć wioskę Coeuilly — lecz tym sposobem opóźnilibyśmy się o pięć minut.
— Dzwonnica ta, którą ztąd widać, czy to z kościoła w Malnoue?
— Tak.
— A domu twego nie widać z oddalenia?
— Nie, drzewa parku zupełnie go zakrywają.
— Czy droga ta prowadzi do osztachetowania parku?
— Nie, ona nas doprowadzi wprost murów zabudowań! Sądzę, że dziś nie zechcesz wracać do Paryża?
— Ma się rozumieć, jeżeli użyczysz mi gościnności.
— Kazałem już przygotować dla ciebie apartament.
Obadwa weszli przez otwartą furtkę w osztachetowanie. Żona nadzorcy wychodziła właśnie ze swego mieszkania.
— Gdzie twój mąż? — zapytał Verrière.
— Poszedł, panie, do winnicy.
Bankier spojrzał na swego towarzysza pytającem wejrzeniem. Desvignes, zrozumiawszy je, odrzekł:
Strona:PL X de Montépin Walka o miliony.djvu/921
Ta strona została przepisana.